WH40K Fanon Wiki
Advertisement
Arb

Dwa transportowce Rhino jechały przez jedną z głównych dróg w mieście-ulu Grorgon. Dwudziestu Arbiterów miało ja zablokować i utrzymać przed buntownikami. Blokada tej drogi była pierwszym punktem obrony wyższych partii miasta, miała na celu spowolnienie wroga. W powietrzu było czuć kąsający zapach kwaśnego deszczu podrażniającego gardło i nos. Był już późny wieczór, lecz doskonale było słychać odległe odgłosy walk. Sierżant Sacius miał zaledwie 20 ludzi by przetrzymać buntowników. Mało optymistyczne, lecz nie niewykonalne. Odgłos silników ucichł i włazy transporterów otworzyły się, a z nich wybiegli Arbiterzy.

- Ustawić drut kolczasty w odległości 25 metrów i zająć pozycje obronne, uzbroić boltery szturmowe na transporterach! - krzyknął do ludzi sierżant.

Po kilku chwilach drut był ustawiony, ludzie zajęli pozycje w dwó-szeregu z czego pierwszy klęczał. Cisza była tak "cicha", że niemal namacalna, jedyne co można było usłyszeć to poprawiające morale dowcipy sierżanta i innych. W końcu w oddali w odległości przekraczającej zasięg reflektorów na transporterach dało się usłyszeć krzyki, wrzaski i hałas nacierającego wroga. Wydawało się, że były ich setki. Brzmiało to jak horda bestii, motłochu z najbiedniejszych dzielnic miasta. Zauważono pierwsze sylwetki buntowników. Było ich więcej i więcej. Byli uzbrojeni w co popadnie, pręty, młoty, albo wogóle nie mieli broni. Wielka chmara plebsu nacierała na garstkę Arbiterów.

- Czekać, aż się zbliżą! - wrzasnął Sacius.

Buntownicy chwilę później wpadli na drut kolczasty mając duże problemy z przedarciem się przez niego.

- OGNIA!

Na ten rozkaz z śrutowych strzelb posypał się grad odłamków. Wróg posypał się jak ścięte zboże. Jednak po trupach, przez drut kolczasty przechodzili kolejni. Boltery szturmowe na transporterach również otworzyły ogień mordując nacierających. Druga salwa została wystrzelona, po chwili trzecia. Ci którzy bliżej podeszli byli natychmiast zabijani pałkami energetycznymi.

- Wycofać się! Niech transportery ustawią się w poprzek drogi! - wrzasnął Sacius

Po rozkazie formacja powoli się cofała osłaniając jednocześnie. Rhino ustawiły się poziomo na drodze blokując dużą jej część. Za nimi z powrotem ustawili się Arbiterzy. Przez drut kolczasty wróg wlewał się już falami. Ludzie Saciusa znów otworzyli ogień. Jednak buntownicy weszli na transportery i zarąbali obsługujących boltery szturmowe. Sierżant dobył miecza energetycznego, a w drugiej trzymał pistolet boltowy. Kilku ludzi rzuciło granaty odłamkowe w tłum. Eksplozje wyrywały kawały rozrywanego mięsa w górę opryskując krwią ludzi Saciusa.

- Do walki wręcz!

Arbiterzy dobyli do swoich pałek, a chwilę później rowścieczony tłum rzucił się na nich. Sierżant przebił pierwszego buntownika mieczem na wylot, wyjął go z ciała wroga, odrąbał głowę drugiemu, a trzeciego sieknął ostrzem jednocześnie wystrzeliwując drugą ręką pocisk z pistoletu, który trafił w głowę ścierwa rozbryzgując ją na miazgę. Wielu Arbiterów zostało zabitych pod naporem ciał. Buntownicy wbijali im sztylety w twarz, między złączenia pancerza. Ciała plebsu były miażdżone pod potężnymi uderzeniami pałek łamiąc im żebra i mieląc organy. Jednak było ich zbyt wiele. Jeden z nich wbił ostry kawałek metalu w bok Saciusa, ten zawył z bólu i rąbnął kolanem w kroczę śmiecia. Jeden Arbiter został rzucony na ziemię, a na niego wskoczyło kilku wrógów masakrujac mu ciało. Ostatnim ostatkiem sił wyjął zawleczkę granatu. Wybuch zmienił ich w kawały mięsa rozrzucone po całej drodze. Zostało ich niewielu 10? Może 12? To się nie liczyło dla Harusa Saciusa. Zawsze starał się wykonywać obowiązki tak dobrze jak tylko mógł. Przez 30 lat życia służył jako Adeptus Arbiter i chciał umrzeć jako ktoś warty tej rangi. Wiedział, że każda sekunda tutaj to sekunda więcej dla obrony pałacu gubernatora...

- Wsadzałem pałę energetyczną w dupy waszych matek, a teraz gińcie. - I rozciął 2 buntowników mieczem.

Nagle poczuł ogromny ból w prawej ręce. Ktoś odciął mu rękę tasakiem. Ta spadła z pistoletem boltowym na ziemie. Sacius ryknął i zaczął rozrąbywać wrogów na prawo i lewo. Z trudem wyjął granat, odbezpieczył go i rzucił w tył Rhino. Ekspozja połączyła się z paliwem transportera tworząc wielki wybuch. Cisza. Resztka Arbuterów trzymała sie za uszy. A buntownicy błąkali się po drodze. Jednak po chwili wrócili do siebie. Sacius leżał wykrwawiony na ziemi i patrzył na wpół przytomny przez mgliste oczy. Widział jak 2 ostatnich jego ludzi zabiło jeszcze kilku butnowników, a po chwili sami zginęli. Jakiś wielki człowiek w brudnych szmatach i z toporem w ręku pdszedł do niego, z uśmiechem na twarzy. Człowiek podniósł wysoko topór i jakby osłupiał.

- Ha! Twoja matka też chciała mi to zrobić! - Sacius wbił miecz energetyczny prosto w krocze buntownika który po chwili zwalił się na ziemię.

Sierżant z ironicznym uśmiechem jeszcze przez kilka sekund obserwował jak przed drogę przebiega horda buntowników. Wszędzie wokół leżały stosy zabitych owych ścierw. Dobrze się spisali, ledwo 20 ludzi.

Sierżant jeszcze prychnął krwią z ust i zamknął oczy na wieczność.

Advertisement