Oddział obrońców niespodziewanie wyszedł zza skały. Razem z sojuszniczymi Ultramarines szybko się go pozbyłem. Podobał mi się sojusz z Imperium. Osłaniali nas i stanowili duże wsparcie a na dodatek za pomoc w obronie przed Eldarami z Ulthwé obicali odstąpić nam 2 planety. Co chwilę pojawiał się nowy cel, więc też co chwilę wydawałem rozkaz strzału. Bitwa zaczęła się pewnie około godziny temu, a na czystym, błękitnym niebie widać było czarny dym. Wszystko szło płynnie, jednak nagle marines wycofali się i natarli na nas.
- Śmierć zdrajcom! - Krzyczeli.
- Strzelać bez rozkazu, nie pozwolić na doprowadzenie do walki w starciu! - Wrzasnąłem, a moi ludzie posłuchali.
Zdrada Imperium była niczym sztylet. Chociaż! Słyszałem kiedyś, że niektórzy prorocy Eldarów mogą wywołać halucynacje. Tau zaczęłi dostawać. Jednak eliminowanie zagrożeń szło nam ze sporym powodzeniem. Sam zniszczyłem 5 przeciwników z karabinu pulsowego. Zakończyło się na tym, że pozostałem ja i jeden Marine z mieczem łańcuchowym. Zaczął szarżować. Wystrzeliłem, ale chybiłem i zmuszony byłem się wycofać i wskoczyłem do jeszcze niespalonego lasku, jednak z jednego z krzaków wyskoczył obrońca. Całośc stała się błyskawicznie. Wzdrygnął się i wyciągnął pistolet, którym strzelił mi w głowę. Szybkim impulsem lekko się odchyliłem, tak, że shuriken rozciął mnie nad uchem. Dobrze, że się uchyliłem, bo pocisk prawdopodobnie przedziurawił mi mózg, a to nie wyglądałoby dobrze. Chociaż... Ja nie musiałbym na to patrzeć. Są zalety bycia martwym. Całość zwolniła, a rana zaczęła krwawić i upadłem. Kątem oka zobaczyłem, jak Space Marine przebiegł obok mnie i widząc Eldara zamacznął się mieczem tnąc go w nogę. Potem widziałem już tylko ciemność. Straciłem przytomność.
Następny odcinek |
---|